sobota, 26 kwietnia 2014

Odgłos samotności

"zaczyna się
od jednej zaniedbanej
sekundy

a kończy życiem
z przytuloną
poduszką"
~ "historia niejednej samotności"

To nie będzie nic nadzwyczajnego, proszę, nie oczekujcie sztucznych ogni. Rozumiem, że są bardzo ładne. I wiem, że można się nimi nieźle sparzyć. Ale nie nazwano ich sztucznymi bez powodu.

*

   Początki były bardzo skromne. Na krzyż trzy, może cztery marzenia ukryte pod poszewką. Nigdy nie miałam pragnienia powrotu. Ucieczka? Owszem. Daleko, tak, aby nikt nie znalazł. Coś trzymało mnie w miejscu. Długi, gruby i niewidzialny łańcuch nie pozwalał mi się ruszać w pełnym zakresie możliwości. Nie jestem w stanie, a przynajmniej nie w chwili pisania tych słów, stwierdzić, czym była ta siła, którą przeklinałam i kochałam. 
    Pamiętam, że kiedyś, dawno, wiele już podartych i nieznaczących kartek z pamiętnika temu usilnie starałam się znaleźć źródło tej siły. Wątpię, że kiedykolwiek mi się to udało. Oczywiście miałam kilka przypuszczeń. Ale o tym później.

*

    Jak już wspomniałam (możecie często spodziewać się tego wyrażenia, bowiem mam tendencję do gubienia wątku), początki były skromne. Siedziałam w tym (po tylu latach w końcu mogę to powiedzieć) znienawidzonym pokoju "na pierwszym piętrze trzecie drzwi na lewo", wyobrażając sobie wielokilometrowe podróże, zapierające dech w piersiach krajobrazy, całkowicie nowe miejsca, samotność. Szczerze mówiąc nigdy nie przepadałam za obecnością innych. Oczywiście od dziecka miałam być miła, koleżeńska i otwarta na świat. Nie jestem w stanie stwierdzić jak mi się to udawało. Teraz wydaje się być to bzdurą. Lubiłam swoją samotność. Oczywiście był jakiś, niewielki szczerze mówiąc, krąg osób z którymi utrzymywałam kontakt, z którymi byłam skłonna gdzieś wyjść. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie stracę kontaktu z tą grupką. Straciłam.
    Na telefonie, a nawet w notatniku mam zapisane numery telefonów, maile, adresy. Teraz pewnie to wszystko jest nieaktualne. W portfelu nadal noszę kilka zdjęć, na tyle małych, że z kilkuosobowej grupy każda głowa jest niewiele większa od główki szpilki. To wszystko, mimo że jest i moje łancuchy pewnie nigdy nie pozwolą mi tego wyrzucić, nie ma żadnego znaczenia. To smutne, jak się o tym pomyśli. Wspomnienia o tym wszystkim, na czym jeszcze kilka lat temy mi zależało, teraz nie wywołuje nawet uśmiechu na twarzy. Zupełnie, jakby ze wszystkich pamiątek zabrano pamięć o ludziach i miejscach, a ze wszystkich zdjęć wyprano twarze.

*


    Jak się nad tym dłużej zastanowić, to może to i lepiej. Może przeszłość jest jedynym, co nie pozwala nam iść naprzód. Szacunek do tych, których kiedyś szanowaliśmy, pamięć o tym, o czym nie chcemy pamiętać. Czułam, a przynajmniej wydawało mi się, że czułam, jak przeszłość ciągnie mnie z powrotem, jak tylko robię, lub chociażby podejmuję próbę zrobienia kroku naprzód. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz